Ostatnie dwa tygodnie, zaledwie dwa tygodnie pokazały mi moje własne miejsce. Stanowczo, lecz bez krzywdy, poczułem, że bycie zdrowszym z jednoczesnym przekonaniem o rozwoju samego siebie może iść w parze pod jednym, niezbywalnym i aksjomatycznym warunkiem – dbam o siebie, o to co jem, kiedy, ile pracuję, znajduję czas na wyciszenie. Inaczej efekt może być opłakany.
Wzmożone zaangażowanie w pracy, odbiło się na regularności i jakość posiłków, tzn. dieta zbyt monotonna, jadłem mniej, nieregularnie. Zbrakło czasu na wyciszenie, relaks, oderwanie się od problemów dnia codziennego. W konsekwencji problemy układu pokarmowego, migrenka, rozkojarzenie, zły nastrój, kłótliwość i odruchy aspołeczne. Dziś chyba w kulminacji, w rozsadzającym głowę bólu powiedziałem dość i wdrożyłem, na siłę na samym sobie techniki relaksacyjne. Poprawiło się. Porządnie zjadłem to co należy i kiedy trzeba.
Strach przed nawrotem ReA pomaga się zmotywować, ale chyba bardziej motywuje mnie potencjalna strata czasu w przypadku przegięcia i nawrotu. Wówczas kolejne miesiące czekania i zmagania się z sobą i choróbskiem.
Nie ma co, trzeba o siebie się zatroszczyć!
Skomentuj