Ile to człowiek się nasłucha o kulturze Polaków na obczyźnie. Fakt, nie tak znów mało zachowuje się tak by jednak tak negatywną opinię potwierdzać. Kiedyś płynąłem promem, a że do kraju za wodami Bałtyku to sobie słuchałem co też ludzie sobie tam gadają. Od razu rozpoznawałem ziomków, ano po wulgaryzmach. Wiadomo, że przekleństwa lecą wszerz i wzdłuż całego globu, ale jakże na tle innych pogawędek wypadli krajanie ze swoim ograniczonym słownictwem. To było przykre, bardzo przykre. Natomiast nie o tym dziś chciałem…
Stoję sobie grzecznie do kasy w sklepie zoologicznym, trzymając w łapkach saszetki i chrupki dla moich futer. Moją uwagę zwrócił pewien chłopiec. Francuzki wydał mnie się ten język. Patrzę sobie jak ów chłopiec z jedną, słownie jedną sztukę, chruoki minikoście przysmaku dla psów biegnie do mamy. Przy mamie możej ojciec, może nie, ale z wyglądu mężczyzna. Po chwili chłopiec odwraca się i na oczach swych rodziców, opiekunów, rzuca tą kostką w półki. Następnie cała rodzinka odchodzi.
Generalnie mnie zamurowało…
Podobnie jak w 1999 byłem w wiedniu i widziałem jeden z tamtejszych dworców kolejowych. Podobnów wówczas Warszawa Centralna to smród, bród i ubóstwo, ale stan czystości w Wiedniu podniósł mnie na duchu.
Pomimo kulturanie ułomnych, mamy czym się chwalić, mamy swoją wartość.
Po przeczytaniu tej notki nasuwa mi się na myśl jeden cytat, mianowicie „nieprzyjemni ludzie się nie liczą” ._.
Niestety rzecz w tym, że choć można tak uznać co było znaczące w obliczu wagi oddziaływania. Niestety „nieprzyjemni ludzie” kreują wizerunek, nasz wizerunek 😦