W zasadzie już 40, ale dyskusje w gronie znajomych i przyjaciół wykazały poprzez dedukcję i subiektywną analizę, iż 40 lat nie jest taką granicą jak lat 30. Faktycznie i dla mnie granica trzeciej dziesiątki życia okazała się dużo bardziej znamienna od tej czwartej. Poza tym brakuje mi jeszcze paru latek do czterdziestki. Zatem jak to będzie… zobaczę 🙂 w końcu sam, mam nadzieję. Z planami przecież różnie bywa.
Gdy minęło 30 lat nie zwalniałem, dzielnie parłem naprzód, a nawet mały roczek później obroniłem doktoracik. Gdy opadły emocje, materiał poddał się odprężeniu po intelektualnym wysiłku, a i fizycznego mi nie brakowało to pojawiły się pierwsze zgrzyty. Choć robienie doktoratu miało dostarczyć niezapomnianych pozytywnych doznań, raczej porównuję tę drogę do jazdy bez trzymanki nad urwiskiem po kocich łbach. Fakt, przeżycie, którego raczej nie zapomnę. Było, minęło, przyszło i zostało… nigdy na poważnie nie podchodzę do tytułów, raczej staram się patrzeć na efekty, a potencjalne tytuły sugerują, mi przy najmniej, czego mogę się spodziewać 😀
Powoli przestałem móc przeć naprzód, zwalniałem, ale jakoś człowieczek wmawia sobie, że co tam, młody jestem, młody… będę, a tu jednak gwarancja się kończyła, aż się skończyła. Żywienie, choć myślałem, że nie najgorsze, okazało się „toksyczne” – czyli tłusto, słono, słodko, mięsisto… Waga rosła, choć niby się ruszałem, pojawiło się nadciśnienie, pomijam stany zapalne górnych dróg oddechowych, grypy. Zaczęło brakować mi mocy. Zanim się zorientowałem, a spychane problemy z przeszłości wywalały bezpieczniki spokojności. Nie powiem, rodzinę mam super, w tym jestem szczęśliwy. Praca, dom, działalność społeczna, a gdzieś w tym wszystkim nie miałem czasu dla siebie, na medytacje, na delektowanie się spokojem, modlitwą… Człowiek długo potrafi sobie samemu odowadniać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale to działa tylko do pewnego czasu… W końcu dopadło mnie moje choróbsko (ReA). Nie mogę już tak siedzieć po nocach i pracować jak w czasach studenckich. Nie ma co się łudzić, jako ludzie, jako byty zmieniamy się, starzejemy i nieuchronnie zmierzamy od początku do końca. Bliżej 40-ki ludzie stają się chyba bardziej sentymentalni, zaczynami się zastanawiać, co pozostało za nami, kim jesteśmy, co znaczymy, ile nam zostało czasu to na ziemi? To chyba wyróżnia tę 40-kę od 30-ki 😀
Mając 30 lat wydaje się, że można jeszcze wiele, że świat jest niemal tak samo otwarty jak wówczas gdy kończyło się 20 lat. Uważam, że 30-45 lat to najlepszy okres w życiu, gdy dba się o siebie. Potem należy zaczynać spijać śmietankę i efekty swojej superaktywności.
Pomimo mojego choróbska, nadal działam, ale znajduję czas dla siebie, by móc delektować się małymi rzeczami i spokojem. Zbliżająca się 40-ka nie wydaje mi się tak ważną granicą jak ta tytułowa 30-ka, ale ciekawe co będę mówił o tej 40-ce jak skończę, jeżeli będzie mi dane, choćby 50 lat? Mogę tylko poczekać i samemu się przekonać.
Każdemu życzę, by życiowe drogi układały się w sposób dążący do spokojności i pewności co do samej drogi…
Skomentuj