Arrakis to Arrakis – DIUNA – Denisa Villeneuve’a


Tego filmu nie mogłem przegapić. Minęło kilka dni od jego premiery w Polsce, wczoraj LEGENDARY i Warner Bros poinformowały, że będzie druga część. Jeżeli ktoś nie oglądał jeszcze, nie słuchał wywiadów, ani nie czytał recenzji to Denis Villeneuve uzyskał pierwotnie finansowanie jedynie dla jednej części. Jednak jego wizja od samego początku obejmowała dwie części.

To inna sytuacja niż w przypadku Petera Jackson’a, który zekranizował „Władce Pierścienia” oraz „Hobbita” w kilku częściach realizowanych przy jednym podejściu. Osobiście nie dziwię się producentom, przede wszystkim LEGENDARY, które ma 75% udziały w produkcji i jak każda firma musi dbać o kondycję finansową. W dzisiejszych czasach w pandemii nie jest to łatwe, a kinematografia również na swój sposób odczuła konsekwencje. Wróćmy jednak do Diuny, jak pokazuje historia ekranizacja powieści Franka Herberta, zawsze stanowiła niemałe wyzwanie.

Arrakis to Arrakis. Pustynia pochłania słabych.

Baron Vladimir Harkonnen

Diuna pochłania słabych i pochłania twórców filmowych. Pierwsze podejście (1972-1974 – reżyser Alejandro Jodorowsky) to aż 20 godzin filmu i to według samego Franka Herberta. Wydano 2 miliony dolarów na przygotowania. Muzykę miała skomponować i wykonać grupa Pink Floyd, a w obsadzie miał się znaleźć m.in. sam Salvadore Dali. Jednak nie znaleziono źródeł finansowania i ostatecznie projekt został porzucony. Być może uwzględnienie zbyt wielu wątków w scenariuszu przyczyniło się do fiaska.

Kolejna próba (1984), tym razem Davida Lynch’a, choć dziś film można uznawać za kultowy, okazała się finansową klapą. Dziś podobno ani sam David Lynch, ani aktorzy niespecjalnie przyznają się do tego dzieła. Dzieła charakterystycznego, zrealizowanego z niemałym rozmachem ale i jednocześnie miejscami zbyt groteskowego. Lubię i nie cierpię Diuny Davida Lynch’a. Lubię na tyle, że nierzadko powracam do tego filmu, ekranizacji, która w moim przekonaniu blaknie jednak w zestawieniu z Diuną Danisa Villeneuve’a. Gdy jednak spojrzymy w historie tej ekranizacji to sam film doczekał się kilku nominacji do Oskarów. Ciekawe jak by ten film wyglądał gdyby go zrealizował poproszony o to pierwotnie Ridley Scott?

Przy czym nie chodzi tu o efekty, o scenografię bo te dwie ekranizacje dzielą przysłowiowe wieki jeżeli chodzi o technologiczne możliwości jakie mieli do dyspozycji obaj reżyserzy. Pomijam tu miniseriale, które również mieliśmy okazję zobaczyć.

Świat Diuny i opowieść

Denis Villeneuve w swojej wizji, swojej ekranizacji postawił na komplementarność opowieści jako takiej, jej płynność, logiczny ciąg stanowi fundament sukcesu. Moim zdaniem, o ile takie było założenie, właśnie dzięki takiemu podejściu mamy możliwość obejrzenia, przeżycia, rewelacyjnej opowieści. Ekranizacja to wizja danego twórcy i nie musi być w 100% zgodna z oryginalną powieścią. Zresztą Peter Jackson postąpił podobnie i jego Władca Pierścieni również nie jest w pełni zgodny z pierwowzorem, a nawet wprowadzono w fabule pewne istotne zmiany.

Jednak nie jest to ekranizacja pozbawiona rys. Po pierwsze moim zdaniem może być zbyt duża różnica w odbiorze filmu przez osoby, które nigdy nie czytały powieści Franka Herberta oraz przez te, które mają te lekturę już za sobą. Moim zdaniem zabrakło wyraźniejszego, ba, wręcz konkretnego uzmysłowienia widzom jak ważna dla uniwersum Franka Herberta jest przyprawa. To nie wynika w taki oczywisty sposób z pierwszej części. Nie chodzi wyłącznie o korzyści ekonomiczne, które w kontekście Harkonnenów, wyraźnie się są podkreślane.

Podróż bez ruszania się.

Paul Atryda

Lektura powieści, wręcz już samej dedykacji powoduje, że niektóre sceny odbieram zupełnie inaczej niż gdybym tej dedykacji nie znał. Oglądanie filmu Diuna to jak czytanie między wierszami. Denis Villeneuve poprzez umiejętne odwoływanie się do powieści, poprzez skupienie się na płynności opowieści stworzył wciągający film. To nie tylko monumentalizm, to zróżnicowane metody, czasami pojedyncze niemal nie mające specjalnego znaczenia ujęcia, które jednak dają znającym powieść możliwość innego przeżywania filmu. Może i o to reżyserowi chodziło, o szeroki wachlarz odbioru tego filmu.

Uniwersum Franka Herberta jest przesiąknięte monumentalizmem i to w filmie widać. Jednocześnie nie jest on nachalny. Świat Diuny według Denisa Villeneuve jest po prostu taki jaki powinien być. Ten celowy monumentalizm, wpleciony w statki kosmiczne, budowle oraz krajobrazy wydaje się wręcz stworzony z myślą o IMAX. Dopiero IMAX daje możliwość niesamowitego doświadczenia tej wizji. Poprzez proste rozwiązania jest ona na swój sposób mi bliska, dopasowana do moich wyobrażeń. Pewnie dla wielu z nas Diuna Davida Lynch’a, pomimo wszystkiego, stanowi swoisty punkt odniesienia i ja zdecydowanie wolę wizję Denisa Villeneuve’a. Pieczołowitość z jaką opracowano wizję świata powieści zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Oglądanie czegoś takiego, tak silnie spójnego, które jednocześnie nie ogranicza mojej wyobraźni to prawdziwa uczta kulturalna.

Gra aktorska

Scenografie, światy to nie wszystko. Od pierwszego obejrzenia zwiastunu dobór aktorów mnie się spodobał. Jednak dopiero seans pokazał, że i ten film uwzględnia pewną poprawność ale i nowe wytyczne nominacji do nagrody Oskarów. Denis Villeneuve jednak dokonał pewnej zmiany w sposób subtelny, nie chcę spoilerować jeżeli ktoś jednak jeszcze nie oglądał, a więc sami się przekonacie. Pewna zmiana dotyczy jednego z bohaterów ale jednocześnie z punktu widzenia opowieści nie ma to kluczowego znaczenia, a dla tych, którzy nie czytali książki wręcz absolutnie żadnego.

Moją uwagę zwróciła Rebecca Ferguson, czyli Lady Jessica. To chyba najlepiej zagrana rola w tym filmie. Wspaniała ograniczona ekspresja ale jak silna w swojej wymowie, czy to zimna, czy wyrażająca głębokie emocje i uczucia. Jej gra zrobiła na mnie wrażenie. Inni aktorzy niekoniecznie mieli przestrzeń do błyśnięcia talentem, zagrali poprawnie, dobrze, bez zastrzeżeń ale nie tak jak Rebecca Ferguson.

Timothée Chalamet, filmowy Paul Atryda, sprostał tej roli. Wcześniej oglądałem z nim jedynie film „Król„, w którym grał księcia Hala. W filmie mamy możliwość obserwować jego przemianę ze zbuntowanego wobec własnego ojca, króla Anglii młodzieńca w tytułowego króla obejmującego tron, stającego się prawdziwym władcą. Dobrze zrealizowany dramat historyczny.

Jason Momoa – Duncan Idaho – rewelacyjny wybór, szczególnie w zestawieniu z Richardem Jordan’em z Diuny Davida Lynch’a. Jason Momoa swoją posturą, przygotowaniem niejako z założenia jawi się jako sprawny wojownik o znacznych umiejętnościach. Taka ekspresja istotnie przyczynia się do budowania danej konkretnej roli, a nam widzom pomaga wyrobić sobie określony pogląd na danego bohatera. W końcu zbieramy ok 80% informacji wzrokowo, a film jako przekaz audiowizualny ten fakt po prostu wykorzystuje. W rzeczywistości żołnierze oddziałów specjalnych to często niepozorne osoby, nie zwracające na siebie uwagi.

Stellan Skarsgård – baron Vladimir Harkonnen – tu ogromne podziękowania dla Denisa Vielleneuve za takie, a nie inne wykreowanie postaci barona. Nie jest groteskowy jak we wcześniejszej ekranizacji, lecz wzbudza realny strach na pograniczu przerażenia. Współczuję aktorowi tej pracy w takiej charakteryzacji i kostiumie, ale efekt niesamowity.

Oscara Isaac’a możemy początkowo nie rozpoznać ale to ten sam z Gwiezdnych Wojen. Tu jako książę Leto Atryda. Jednak z aktorskiego punktu widzenia nie jest to rola zbyt wymagająca. Z racji swojej tragiczności i ograniczenia na linii czasu samej opowieści Oscar Isaac po prostu nie ma tu przestrzeni do rozwinięcia swojego talentu.

Josh Brolin jako Gurney Halleck po prostu zagrał jak zawsze, tak jakby samego siebie, swoiste połączenie odgrywanych bohaterów w „Sicario” i w „Tylko dla odważnych”. Te filmy z nim miałem okazję obejrzeć. Według mnie rewelacyjnie pasuje do mojej wizji Gurneya Halleck’a. No może jednak prawie rewelacyjnie. Bo gdy pomyślę o nim jako o trubadurze i poecie to tu jakoś mam wątpliwości ale w przedstawionej nam filmowej opowieści jest dopasowany do odgrywanego bohatera bardzo dobrze.

Dave Bautista jako Bestia Rabban Harkonnen to chyba jedyny i najlepszy wybór. Bardzo lubię tego aktora, który pomimo postury potrafi zagrać bardzo delikatnie, subtelnie. Tu jednak odgrywa Bestię Rabbana Harkonnena jakby nim rzeczywiście był.

W recenzji na YouTube nie wspomniałem o Zenday’i i w sumie trudno mi coś powiedzieć. Wydaje się być tak jak inni aktorzy dobrze dobrana do roli ale to według mnie dopiero znajdzie swoje potwierdzenie. Patrzę na tę bohaterkę przez pryzmat spójności opowieści, a w części pierwszej oprócz snów Paula Atrydy możemy ją oglądać w ostatnich scenach. Niejako Chani, którą odgrywa Zendaya przewija w różnych miejscach linii czasu opowięści. Muszę ponownie przeczytać powieść by samemu sobie odpowiedzieć na ile jest to kluczowa postać z punktu widzenia opowieści, a na ile jako istotny głos w narracji ukazującej tło dla działań Paula Atrydy.

Polecam

Chyba pójdę do kina raz jeszcze, by raz jeszcze na dużym ekranie przeżyć ten film, karmiąc się jednocześnie niecierpliwością oczekiwania na drugą część. Podobno będzie druga i trzecia. Póki co słyszałem jedynie o wizji dwu odcinkowej samego reżysera ale kto to wie jak to będzie. Oby kolejne części, czy tylko część były co najmniej tak samo dobre jak pierwsza.

Niestety by pójść do kina nie da się podróżować bez ruszania się z miejsca. Nie jesteśmy w uniwersum świata Franka Herberta, a nawet gdybyśmy byli to nie wiem czy byłoby nas stać na takie podróże.

Widziałem recenzję, szanowanych przeze mnie autorów, nieprzychylne współczesnej ekranizacji, że jest właśnie zbyt monumentalna, że są dłużyzny. Tyle, że według mnie sama powieść Franka Herberta wykorzystuje ten monumentalizm, a dłużyzn nie kojarzę. Nie jest to film akcji, przy którym pojedyncze mrugnięcie oczami może spowodować przegapienie ważnej sceny. Diuna moim zdaniem nie nadaje się do szybkiej opowieści. Denis Villeneuve akcję i dynamikę jako taką dawkuję niezwykle precyzyjnie. Dzięki temu można wręcz delektować się opowieścią. To trochę jak ze smutkiem i radością. Jak życie będzie nieustającym dobrostanem w końcu zapomni się sens radości, zatraci się zdolność do jej odczuwania poprzez utratę jakiegokolwiek przeciwstawnego odniesienia. Reżyser najnowszej Diuny sprawnie wykorzystuje tempo pomagając widzowi delektować się, przeżywać. Swoista pozorna powolność barona Vladimira Harkonnena dodatkowo potęguje strach i przerażenie jakie wzbudza.

Myślę, że mamy do czynienia nie tyle co z rewelacyjnym widowiskiem ale z rewelacyjnie poprowadzoną opowieścią, a w przypadku Diuny to właśnie stanowi największe wyzwanie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: