Zanim obejrzałem sam film The Midnight Sky (polski tytuł: Niebo o Północy) przeczytałem recenzję na jednym z poczytnych portali. Nie jestem pewien, czy autor tej recenzji obejrzał ten film. The Midnight Sky to postkatastroficzny dramat zrealizowany na podstawie na powieści Good Morning, Midnight z 2016 roku, której autorką jest Lily Brooks-Dalton. Odtwórcą głównej roli oraz reżyserem jest Georg Clooney, a autorem scenariusza Mark L. Smith.
To nie jest film akcji, to film z powolnym tempem od czasu do czasu zapewniający oglądającemu jakieś podwyższone ciśnienie. Ten film nie ma na celu byśmy ekscytowali się akcją jako taką. Jak w przypadku wcześniejszych produkcji NETFLIXa, „Potrójna granica”, „Tyler Rake Ocalenie”, „Old guard”, czy „Bright”, czegoś brakuje, pomimo starań pewne kwestie wydają się zbyt płytkie. W przypadku tego filmu szczególnie ważne są przemyślenia, uczucia i emocje człowieka u schyłku swojego życia. Chęć życia pomimo okoliczności, podejmowanie wyzwań i wyrzeczeń.
Wydaje się, że w dzisiejszych czasach podejmowanie wyrzeczeń, wyzwań, odpowiedzialności poddane jest regresji. Fabuła filmu wykorzystuje skrajne decyzje przy odmiennych warunkach brzegowych. Przy najmniej w filmie „wydarzenie”, które doprowadziło do kataklizmu nie zostało opisane, nie doczekamy się wyjaśnienia i nie jest ono konieczne. Na decyzje bohaterów samo wydarzenie nie ma znaczącego wpływu, lecz główną rolę w tym kontekście odgrywają konsekwencje łańcucha zdarzeń. Nie musimy znać przyczyn, gdyż istotny jest stan do jakiego wydarzenie doprowadziło. W takim środowisku obserwujemy bohaterów, a niemal każda decyzja jest na swój sposób nieodwracalna. Bohaterowie przechodzą przemiany, doznają mniej lub bardziej głębokich autorefleksji.
Wizualnie film zrealizowanie sprawnie, nawet bardzo sprawnie. Szczegóły wydają się być dopieszczone. Dotyczy to zarówno świata na ziemi jak i statku kosmicznego. W sumie szybko wyszukałem jeden błąd ale ma to raczej wpływ na rzetelność treści fabuły albo można uznać to za czepianie się szczegółów 😉 Z naszej perspektywy akcja filmu toczy się w przyszłości. Niemal od razu jako inżynier spostrzegłem ciekawe odniesienie się do druku 3D jako swoistego detalu podkreślającego, że fabuła toczy się w przyszłości. Jako technolog dopowiem, że wydaje się jak najbardziej potencjalnie możliwe.
Ciekawe czy Ty to spostrzeżesz, a może już spostrzegłeś?
Oglądanie filmu na Netflixie czasem kusi by przesunąć linię czasu, czasem bardzo, lecz w przypadku tego filmu moim zdaniem należy go obejrzeć minuta po minucie, nie można sobie pozwolić na przyspieszanie seansu i przeskakiwanie na linii czasu. Kluczowe sceny wnoszące wiele do fabuły czy dające określone tło dla poczynań bohaterów wydają się trwać jedynie chwile. Nawet retrospekcje wymagają uwagi. Może do dobór aktorów, może montaż, może zbyt pobieżne wprowadzenie wątków. Nie wiem 😦
Wrócę jeszcze do głównego bohatera (dr Augustine Lofthouse), który ma ciekawy charakter. To osoba silnie zdeterminowana niezależnie od uwarunkowań, całkowicie nastawiona na realizację własnych planów. Osiągnięcie celu ma najwyższy priorytet i doświadczamy tego zarówno w negatywnym jak i pozytywnym aspekcie. Ta cecha pozwala mu na podjęcie wyzwań wydających się niemożliwymi do zrealizowania. Doświadczenie końca świata w wyniku niepoznanego przez widzów kataklizmu jest zarazem niezależne jak i równolegle w czasowym kontinuum z schyłkiem życia bohatera. Współczesna medycyna jedynie przedłuża jego życie, a jednak postanawia trwać wbrew wszystkiemu.
Co nasze umysły u swego schyłku są w stanie uczynić wobec nieuniknionego końca?
To i następne pytanie moim zdaniem na swój sposób w recenzji bez spoilerów przedstawiają tobie czytelniku głównego bohatera.
Czy główny bohater nade wszystko przekłada swój życiowy projekt czy kwestie osobiste?
Warstwa wizualna jak dla mnie bardzo dobra, na pochwałę zasługuje swoiste zadbanie o szczegóły i pomysły w scenografii. Warstwa fabularna: pomysł ciekawy, nie czytałem samej powieści, a więc tu może być różnie. Czasami to film powoduje, że dana opowieść staje się pożądana i ciekawa, a czasem to książka okazuje się istotnie lepsza. Z ekranizacjami różnie bywa. Być może sięgnę po samą powieść bo ciekawi mnie czy te niektóre wątki, które w filmie potraktowano według mnie zbyt płytko, a mogłyby wnieść niemało do poznania bohaterów, w samej powieści zostały rozwinięte? Kwestie retrospekcji wydają się być pozbawione znaków i schematu wprowadzenia co może utrudniać przy pierwszym oglądaniu ich zrozumienie. W dodatku film nie daje jasnej i pełnej odpowiedzi na jedno bardzo ważne pytanie. Muzyka, może być, nie przeszkadza, a dla mnie muzyka jest bardzo ważna i jak wiemy w filmie może odgrywać dużą rolę wzmacniając przekaz, moderując zrozumienie obrazu. Tu stanowi wypełnienie tam gdzie jej się spodziewamy ale moim zdaniem nie odgrywa istotnej roli w odbiorze filmu.
Udanego seansu.
Skomentuj