Mam nadzieję, że w żaden sposób, a już na pewno nie świadomie nie obrażę. To tylko słowa, bez całej tej pozawerbalnego przekazu.
Kwestia wprowadzania gender do nauk o rodzinie w podręcznikach szkolnych, czy też sprawa potajemnie powieszonego krzyża w sali obrad w ratuszu Opola z pozoru oddzielne kwestie, ale jakże w rzeczywistości związane.
To co trawi spokój życia społecznego w kraju to brak zwykłego, powszechnego poszanowanie drugiego człowieka, bez względu na jego światopogląd. Obecnie bardzo nasilone jest deprecjonowanie wiary jakiejkolwiek, a szczególnie katolickiej. Wystarczy poczytać wpisy w komentarzach pod internetowymi wersjami artykułów, wiadomości, który dotyczą księży. Nie bronię duchownych, którzy łamią prawo, dopuszczają się przestępstw, w tym tak silnie akcentowanej pedofilii. Nawet uwzględniając tak odrażające czyny nie można tłumaczyć tego jadu, który wycieka z tych komentarzy, bądź co bądź ludzi, którzy z odwagą cywilną mają tyle po drodze na ile myślą, że są w internecie anonimowi.
Portale dla niewierzących, fora internetowe, prasa tzw. głównego nurtu nie podejmują krytycznej, kulturalnej debaty, nie komentują z szacunkiem lecz atakują Kościół Katolicki. Stawiam pytanie dlaczego atakują i mnie? Co ja takeigo zrobiłem osobom, których nawet nie znam, że oni tak mnie szkalują i atakują. Mogę próbować zrozumieć. Osoby skrzywdzone przez złych duchownych, którzy zapewne nigdy nie powinny nimi zostać bez dwóch zdań mogą odczuwać w sposób przez większość niepojęty nawet do końca. Owszem i ja jako wierzący twierdzę, że tacy księża powinni w pełni odpowiedzieć za swoje czyny. Według mnie Kościół Katolicki powinien tu stanąć na wysokości zadania. Co jednak znaczy Kościół Katolicki. Ilu spośród tych co tak gorliwie wylewają i na mnie pomyje wie coś więcej o KK, niż to że istnieje? Struktura, prawo kanoniczne mają tu niebagatelne znaczenie. Są prawa i obowiązki. Osoby, które przeważnie w ogóle nie podjęły zagadnienia i żywią się stereotypami z mediów popełniają błąd przyjmując, że KK to powinien to i tamto według miary własnego codziennego życia. Legislacyjnie jednak nie mają ani wiedzy, ani nawet chęci by czegoś się dowiedzieć. Oczywiście KK łatwo rozdzielać na część instytucjonalną i duszpasterską, lecz KK to przede wszystkim wspólnota ludzi, którzy wierzą. To taka sama wspólnota jak grupa lubiąca pograć sobie w gry RPG, czy skupiająca miłośników uniwersum Star Wars, czy choćby Polacy – społeczność osób z polskim obywatelstwem. Zatem społeczność może być swobodniejsza lub nieść poważne wartości. Właśnie, te wartości.
Czy tego chcemy, czy nie obecny, a raczej dotychczasowy fundament światopoglądowy został ulepiony przez całe wieki na bazie chrześcijaństwa. Dotyczy to każdego urodzonego na terenie Europy człowieka, którego korzenie drzewa genealogicznego sięgają daleko wstecz i są w ziemi naszego kontynentu. Zatem wierzący, niewierzący – w zasadzie wszyscy mamy ten sam fundament. Nie ważne czy to się komuś podoba, czy nie, czy akceptuje, czy nie. Pojęcie narodów, państwowości ma swój początek w średniowieczu. Oczywiśćie chodzi o pojęcie narodów i państwowości współcześnie rozumianych. Zatem to jak poznajemy dobro, czy zło ma swoje źródło w chrześcijaństwie, w naszym regionie kulturowym.
To czy ktoś wierzy, czy nie jest wyborem danej osoby. Jeżeli uznający się za wierzącego to krytykuje, wręcz napastliwie, z odrazą, z wyszydzeniem to nie jest to osoba wierząca, przepełniona wiarą, lecz osoba pełna hipokryzji. Ja szanuję wybory osób, a szczególnie światopoglądowe. Nie muszę akceptować, czy zgadzać się z opiniami innych, lecz poszanowanie drugiej osoby jest fundamentem społecznego funkcjonowania. Dziś w moim przekonaniu fundament ten jest bardzo naruszony. Jestem wierzący, praktykujący, bolą mnie źli duchowni, bolą mnie ataki na moją wiarę.
Wiara, czym jest… może nie ma Boga, a może jest. Ja wierzę, że jest. Czy przeszkadza mnie, że ktoś nie wierzy, ani na jotę. W końcu to wybór, jakich wiele w życiu każdego z nas. Powiadają, że wiara to prywatna sprawa każdego z nas. według mnie żaden światopogląd, żadna religia nie jest sprawą prywatną i nigdy taką się nie stanie, choćby wszyscy mówili że tak jest. Ze swojej natury, żaden światopogląd nie jest osobisty. Jakiekolwiek wartości światopoglądowe kształtują moje zachowania i postawy, dotykają mojej moralności, kierują, wpływają na moje codzienne życie. Jak w takim wypadku ma to być kwestia wyłącznie osobista i prywatna. Nikt z nas nie jest w stanie postępować zgodnie z różnymi wartościami w zależności od miejsca, gdzie przebywa. W domu mam być kimś innym niż w pracy. Właśnie to, że jestem chrześcijaninem powoduje, że mam takie a nie inne nastawienie do moich studentów na jednej z uczelni technicznej. Pracuję dla nich i uważam, że to ja jestem dla nich, a nie odwrotnie. Kiedy popełniam błędy podejmuję za nie odpowiedzialność. Zatem mam być kimś innym tu, innym tam. Nie, nie mogę. Nie tylko ja, nikt z nas. Przecież niewierzący nie będzie udawał, że wierzy, a jeżeli musi to znaczy, że wierzący wokół niego są tacy jak to już powyżej określiłem. Jeżeli światopoglądowo Rodzice nie poprowadzą swojego dziecka do chrztu, czy do I Komunii Świętej to jest to ich wybór. Wybór, który dane dziecko może według własnej decyzji zmienić. Dramatem dziecka jest uczynienie z I Komunii Świętej święta prezentów. Mój syn dostał „prezenty”, które sam wybrał, praktyczne, żadnych wodotrysków, notebooków, rowerów, zegarków, komputerów, quadów itd. W dodatku dostał je dzień później. Przecież I Komunia Święta ma być duchowym przeżyciem, a nie materialnym. Dzieci szydzące z dzieci nie idących do I Komunii Świętej przenoszą zachowania i postawy swoich rodziców, opiekunów. To Polskie nienawidzenie każdego kto ma odmienne zdanie, odmienna wybory, a już jak ma lepszy samochód…
Wiara, religia nigdy nie były wyłącznie prywatną sprawą człowieka. Nie znam światopoglądu, który mniej lub bardziej nakazuje szerzenie o sobie wiedzy. Oczywiśćie nawracanie siłą, narzucanie przemocą światopoglądu, także wiary innym to jest coś czego nie można akceptować. Ja z miłą chęcią rozmawiam o duchowym rozwoju. Mogę rozmawiać o swoich doświadczeniach, dać swoje świadectwo. Nigdy nikogo nie namawiam do przyjęcia mojej wiary, a jeżeli ktoś tak postanowił to jest jego wybór, jego lub jej decyzja.
Jeżeli osoba z tytułem naukowym jako recenzent pisze, podobno, że opisywanie rodziny w podręczniku szkolnym jako małżeństwa, czyli związku mężczyzny i kobiety, czy coś w tym stylu jako „nachalne propagowanie wartości katolickich” to ja przepraszam, ale albo ktoś kupił ten tytuł naukowy, albo nie wiem. Do podręczników w zakresie wychowania i przygotowania ma być wprowadzona idea gender. Dobrze, należy przekazywać rzetelną wiedzę, ale „… nachalne …”. Póki co z biologicznego punktu widzenia by powstał człowiek potrzeba kobiety i mężczyzny. To natura tak to ustawiła, a niektórzy twierdzą, że Bóg, a może Bóg stworzył naturę – rzecz w tym, że i tak nie ma to znaczenia bo akurat tak jest. Zatem z biologicznego podejścia mamy związek kobiety i mężczyzny.
Czy jestem homofobem – nie wydaje mnie się. Uważam, że orientacja seksualnanie jest świadomym wyborem. Uczucia, wzorce i pewnie cała masa innych czynników kształtują naszą seksualność. Niestety, chyba dla niemałej grupy, generalnie jak ktoś się rodzi z żeńskimi organami to jest kobietą, a jak męskimi to jest mężczyzną. Oczywiście jako istoty niedoskonałe, obarczone całą listą zalet i wad, niektórzy spośród nas płciowo duchowo, myślami nie są zgodni ze swoim ciałem. Zmiana płci jest procesem długotrwałym, pełnym pracy psychologicznej i nie dzieje się od tak z widzi mi się. Na swój sposób podziwiam takie osoby, bo musiały stawić czoła tylu przeciwieństwom, żeby móc funkcjonować bardziej prawdziwiej. Niestety z mężczyzny nigdy nie uczyni się kobiety i na odwrót. Można zmienić tyle by dana osoba mogła funkcjonować bardziej w zgodzie z soba samą i nic poza tym.
Homoseksualizm był, jest i będzie. Są tacy, którzy to w pełni akceptują oraz tacy którzy nie. Dla mnie dramatem jest sprowadzanie tych ludzi wyłącznie do fizycznego aspektu, a to zaledwie tylko fragment całej układanki. To są ludziem, którzy żyją pośród nas, czują, kochają, marzą, mają plany, lubią frytki albo i nie.
Jednak każda osoba, ja, czytelnicy tego bloga, inni są ograniczeni z natury tego świata. Z racji swojej budowy, znaczy mięśni, płuc, serca jestem sprinterem, a biegi długostansowe były i w zasadzie nadal są poza moim zasięgiem. Nie mogę tego czy tamtego. Choroba autoimmunologiczna pwodouje, że nie mogę się nawet raz do roku napić piwa, w ogóle żadnego alkoholu. Zatem czasem z powodów takich jak to jacy jesteśmy, a czasem z wyborów możemy coś robić, albo i nie. Każdy człowiek ma swoją rolę w społeczeństwie, każdy. Obrażani, zwani pseudokibicami chłopaki być może byliby najlepszymi żołnierzami w armii, ze względu na swój światopogląd. Najprawdopodobniej nie wszyscy ale zdecydowana większość. W takim ujęciu kobieta, która kiedyś była mężczyzną nie urodzi dziecka, choćby nie wiem jak chciała. Są rzeczy możliwe i niemożliwe. Usiłowanie demiurgowania świata do punktu totalnej równości nie jest możliwe, gdyż nie zależy tylko od naszej świadomości, naszej osobowości. To tak jakbyśmy negowali istnienie podświadomości, która tak rzeczywiście bardziej za nas decyduje. Kobieta jest kobietą, tak jak mężczyzna jest mężczyzną. Odgrywamy konkretne role społeczne, czasem kobieta jest głową rodziny, czasem mężczyzna. W prawdziwym małżeństwie nie ma jednego szefa, czy szefowej, bo żyje się razem i razem podejmuje się większość decyzji. Jednak to kobieta może być matką, nie mężczyzna, który może być ojcem. Macierzyństwa nie da się porównać z tacierzyństwem, nigdy. Kobieta nosząc dziecko w soie do narodzin, przeżywa, fizycznie odczuwa to inaczej niż za przeproszeniem facet ojciec obok. Tak zbudowana więź matki i dziecka nie jest możliwa do osiągnięcia między ojcem i dzieckiem – to są inne relacje, inaczej budowane. Nie udawajmy więc, że można to zrównywać, według widzi mi się kreować role społeczne.
staram się dotrzeć do badań socjo-społecznych, które opisują rodziny na bazie par homoseksualnych z dziećmi. Bo to pomimo pozorów nie jest temat jednoznaczny. Miałem jedynie okazję zapoznać się pokrótce z wnioskami, lecz jako naukowiec chcę dotrzeć do materiałów źródłowych. Do informacji prasowych podchodzę z dużą dawką krytycyzmu. Wnioski mniej wiecej wskazywały na to, że dzieci wychowywane przez pary homoseksualne nie przenosiły takiej orientacji i zachowań we własne rodziny. Dlatego mnie zainterosowały i chcę się z nimi zapoznać dokładniej. Są, nazwijmy to mama i ciocia, może mama i mama, które wychowają dziecko o wiele lepiej niż nie jedna para heteroseksualna. To temat morze, wręcz ocean i jedynie w kwestii określania małżeństwa – jest to dla mnie aksjomatycznie związek między kobietą i mężczyzną. Choć jednocześnie jestem za funkcjonowaniem związków partnerskich bo pary homoseksualne powinny mieć to legislacyjnie uregulowane to jednak mam takie a nie inne podejście w tym temacie. Być może w ogóle nie potrzeba wprowadzać takiej instytucji. Inne, istniejące prawa umożliwiają dostęp do danych medycznych, dziedziczenie lub wymagają jedynie pewnych zmian. Nie dajmy się zwariować. Gdybym kochał mężczyznę jako mężczyzna to nie będę miał małżeństwa, to jest dla mnie takie naturalne ograniczenie. Niezależnie co bym chciał, wiem, że nie musi tak się stać.
Czy to „nachalne” poprawianie podręczników, czy to spychanie religii, wiary do prywatnego konta jest oznaką „walki” z chrześcijaństwem. Jeżeli w jakimś mieście w Danii zaprzestano zgodnie z poprawnością polityczną wspierać obchody Bożego Narodzenia bo muzułmanie i w ogóle, ale fundusze miejskie przeznaczono na obchodu święta muzułmańskiego. Hola, hola, albo wszyscy dostają i obchodzą swoje święta według własnego uznania ze wzajemnym poszanowaniem, albo nikt nie jest wspierany, a diaspory niech sobie jakoś poradzą, w końcu to społeczności. Nie można z jednej strony negować chrześcijaństwa (a to nie jest jedyny przykład) i wspierać innej religii w imię poprawności politycznej i mówić przy tym o tolerancji. To jest dopiero hipokryzja.
Szkoda, że nie ma wiarygodnych danych bazujących zarówno na spisach przeprowadzanych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego i GUSu. Tylko wówczas można byłoby rzetelniej stwierdzić ilu tak naprawdę jest wierzących a ile osób deklarujacych brak wiary. To ważne, choćby z punktu widzenia dialogu społecznego. Dane ze strony KK mówią o około 40% wiernych uczestniczących w mszach niedzielnych. Prostolinijnie zakładając to prawie, prodkreślam, prawie 40% społeczeństwa. Biorąc jednak pod uwagę podawaną liczbę wiernych to daje nam jakieś ponad 13,5 mln. osób. Kwestia jednak w tym, że liczba wiernych to liczba ochrzczonych. Nie wiem, a nawet nie mam danych do oszacowania ile jest wyznawców innych religii. Nawet jeżeli te dane są zawyżone ze względów metodycznych badań to i tak jest to społeczność ogromna. Nie można nas od tak zignorować. Brak mi rzetelnych badań statystycznych, konkretnych liczb.
Chciałbym by to był dialog, by chamstwo, prymitywizm nie królowały, jak jest obecnie. Byśmy mogli wspólnie żyć i nie dać demagogii światopoglądowej. Oczywiście nie mogę zaprzeczyć, że wielu wierzących jak coś czasami powie to nie wiadomo, czy płakać, czy walić głową w mur. Nie można się jednak dać zwariować i twierdzić, że każdy ksiądz jest zły.
Osoby niewierzące przeciwstawiające się symbolom religijnym w urzędach, agendach państwowych często protestują i żadają ich usunięcia. Z jednej strony mają racje, ale jeżeli nie wierzą to co im np. krzyż przeszkadza? Co jest takiego złego w chrześcijaństwie, że aż tak należy robić. Oczywiście powieszenie potajemnie krzyża w sali obrad jest równie niezasadne, a może i gorsze. Wówczas niejako legitymuje potajemne zdjęcie owego krzyża. Dlaczego nie?!? W końcu to tylko zgodna z zasadami fizyki reakcja, lecz skierowana przeciwnie. Oczywiście Państwo jako twór państwowy jest areligijny. Rzecz jednak w tym, że państwo, w tym Polskę tworzą ludzie, którzy przyjmują różne światopoglądy, w tym konkretne wyznanie, czyli coś co kształtuyje ich zachowaia i postawy. Nie można tego powiesić na wieszaku wychodząc z domu i podjąć po powrocie. Nie można też tworzyć Państwa, które z założenia narzuca określony światopogląd.
Wiara pozwala mi żyć pełnie, nie czuję się zniewolony, nie denerwuję się tak bardzo, a Rodzina jest dla mnie najważniejsza, w ziemskim życiu. Od 17 lat, prawie, jesteśmy małżeństwem. Nadal kocham moją żonę i nie czuję by ta miłość słabła. Mieliśmy złe chwile i chwile pełne radości, a także oceany zwykłej codzienności. Myślę, że wierząc żyje się inaczej, może lepiej, może pełniej. Bez wiary w Boga też przecież można. Znam nie jedną osobę niewierzącą i większość z nich to osoby bardzo mądre, pełne radości życia, pomocne. Znam też niewierzących zaślepionych nienawiścią do wiary. Z takimi trudno się rozmawia. Znam też pseudo wierzących, co biegną do kościoła, odklepują modlitwy, a w życiu przykazania niemal nic dla nich nie znaczą.
Obyśmy nie ulegali zaślepieniu, obyśmy zawsze umieli słuchać, obyśmy zawsze szanowali innych, nie bali się wyrażać własne opinie, zawsze jednak z szacunkiem do innych. Wierzę, że różnorodność, także światopoglądowa jest siłą sprawczą rozwoju. Dzięki różnorodności możemy doznawać odmiennych wrażeń, poznawać różne punkty widzenia, wędrować szlakami, o których sami nie pomyśleliśmy…
Skomentuj