Oj idzie, idzie, choć jeszcze, przy najmniej do nas, nie doszła. Czekam na pierwsze oznaki i fotołowy, już tym razem wiosenne. Skąd jednak wiem, że ta wiosna idzie?… bo dziś realizuję „wiosenne” porządki. Wiecie sami, podłogi, meble, koty, okna, no koty nie, one asystują i pełnią rolę przedstawicieli GUSu. Liczą skrupulatnie ile litrów wody, ścierek, ile czasu, ile na raz osób, no chyba, że śpią albo wygrzewają się w słoneczku. Spryciarze, umyłem szybę :D. Wszystko byłoby super i ekstra, spacer do tego, ale dziś urodzinowe przyjęcie mojego syna. Fakt urodziny miał w lutym, ale jakoś tak wyszło, lecz wczoraj mój syn zaliczył 38,9 st.C i leżał w łóżku co z reguły nawet w chorobach mu się rzadko zdarza… taki model.
Spoglądam na niebo i czuję tę wiosnę. Chłonąc błękit nieba, z nielicznymi o dostojnie płynącymi chmurkami cudownie rozświetlony Słońcem odczuwam dopiero jak mi było brak właśnie tego. Czyli jednak warto czasem pocierpieć, bo potem ta radość jest taka fajna…
Mam nadzieję, że to piękne słońce wiosnę przyniesie. Pozdrawiam