Jak w żagle złapać spokój… w górach


… a pojechać sobie w góry. 11 listopada wysiadłem z pociągu w Katowicach. Jesień z lekkim wiaterkiem omiatała mnie lekkim chłodkiem. Przede mną były 4 godziny czekania na przyjaciela i dalsza podróż. Święto Narodowe, jak ważne dla nas w Polsce, a jednocześnie ciekawy czas na obserwacje. Przechadzając się ulicami i uliczkami Katowic wędrowałem z niewidoczną ciszą i pustką. Ulice, które podejrzewam o gwar mnóstwa ludzi, tego dnia były wyludnione i opustoszałe, sklepy i inne miejsca uciech naszych portfeli zamknięte. Nie wszystkie i nie całkowicie, lecz wiele z nich tak wyglądało. To ciekawe doświadczenie.

Pod wieczór zajechaliśmy do schroniska Andrzejówki, gdzie już byli inni moi znajomi z pewnego górskiego forum. Wieczorne biesiadowanie, rozmowy, opowieści, wrażenia,… w końcu sen. Ta cisza, brak kocich futerek wpadających o 4:30 na mnie i wybudzających ze snu. Górskie wędrówki i spacery w spokoju i bez pośpiechu, tym razem zupełnie na spokojnie dały mi ten czas odprężenia. Szczególnie czułem się wyjątkowo kiedy w ciszy, pośród pożółkłych jesiennych traw siedzieliśmy w czwórkę na stoku i patrzyli na odległe pagórki pogrążone we mgle, oświetlonej zachodzącym Słońcem. Było cudnie… W ogóle pogoda był przecudna – błękitne niebo przez cały czas, prawie zero wiatru i chmur na niebie, gorące Słońce roztaczające ciepełko wokół nas. Jedynie to, że tym razem na naszym forumowym zlocie byłem sam bez rodziny był elemencikiem braku czegoś, ale i tak było fantastycznie. W dniu powrotu z przyjaciółmi wpadliśmy w Góry Sowie i podziwialiśmy widoki z wieży widokowej na Wielkiej Sowie.

To był ten czas odpoczynku, rozmów, bycia sobą w cudownym miejscu (Góry Kamienne i Sowie), a przede wszystkim bycia z ludźmi, tymi dobrymi, ze swoją bracią. Wówczas był czas na wszystko, jakże odmienny od tego, tu i teraz, pełnego pośpiechu, braku chwili spokoju i ciągłego pędzenia gdzieś. Kocham ten spokój i ciszę.

Kocham także samo podróżowanie… szczególnie to podróżowanie pociągiem, kiedy nie wiadomo kto będzie siedział obok. Tym razem w jedną stronę rozmawiałem z osobą zajmującą się planami wieloletnimi, a w drugą z nauczycielką języka polskiego w jednym z warszawskich liceów. Obie rozmowy były bardzo ciekawe, a pani nauczycielka ma koty, a więc polubiliśmy się od pierwszego zdania. Jak dobrze pamiętać takie rozmowy, pełne wzajemnego szacunku, zrozumienia, z nutą ciekawości. Choć sam przebieg i ich treści zanikają z upływem czasu to jednak to wrażenie, ta pamięć tamtych odczuć, tak pozytywnych, pozostają dłużej ciesząc mnie. To były dobre podróże…

Właśnie, a jak sobie poradziłem z moją dietą – no cóż w plecaku była rozmrożona mrożonka miksu wieloowocowego, mleko sojowe, banany, susz warzywny, a także mikser i szpinak w liściach. Z kuchni schroniska pożyczyłem garnek do przygotowywania sobie moich śniadań. Poprosiłem o ugotowanie mojej zupki z moich składników i też nie było problemu. Schronisko Andrzejówka serwuję poza tym i tak dobre, wręcz wyśmienite dania, sądząc co widziałem i co usłyszałem od spożywających przyjaciół i innych gości. Nadal muszę, a przede wszystkim chcę, doskonalić swoje wyjazdowe menu i kuchnię, ale widzę coraz w żywszych barwach inne moje wyjazdy…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: