Cały czas mnie gryzie. Może jestem nienormalny, głupi, niedzisiejszy, wariat? Niedługo zacznę się rozglądać czy mnie nie śledzą – sarkazm – bo w sumie to jest tak, że trudno nie sądzić, że społeczności, czy większe czy mniejsze, ich realne potrzeby są niczym, są nie ważne. Liczy się tylko sprawowanie władzy w imieniu „urzędu”. Trudno mi to pisać i mówić, ale aż ciężko mi nie sądzić, że społeczeństwo sobie, a władze samorządowe sobie. Każda z tych grup ma inne potrzeby, a że władza samorządowa jest dla społeczności jest jakby faktem nie istniejącym i to samo w sobie boli. Niby wszystko odbywa się zgodnie z literą prawa, ale zgodnie z tym władze samorządowe są jakby zwolnione z działań na rzecz społeczności. Nie ukrywam, że rachunek ekonomiczny, w przypadku tej szkoły, jest taki jaki jest i jako uzasadnienie do podjętych działań jest zrozumiały. Jednocześnie jednak podstawowym kryterium są potrzeby mieszkańców, wynikające i ukształtowane w przypadku SP79 przez istniejące uwarunkowania, w tym położenie. Ta szkoła jest specyficzna, o unikalnej atmosferze na tle innych szkół, bezpieczna – ale jak widać to co słuszne z punktu widzenia kształtowania i doskonalenia dzieci nie jest priorytetem. Najważniejsze są liczby w kolumnach i rzędach. Oczywiście najlepiej gdyby były zbilansowane, ale szkoły, przedszkola to nie firmy, choć warto by mogły i czasem tak działać. Zamiast likwidować SP79 należałoby podjąć działania przez m.st. Warszawę i Gminę Izabelin by poprawić rentowność tej szkoły. To jednak wymagało by pewnie zniesienia obecnego porządku prawno-organizacyjnego szkół publicznych w Warszawie, który bardziej jawi mi się jako struktura centralnego zarządzania, kompletnie odstająca od współczesnych modeli samorządowych i w ogóle sprzeczna z zasadami gdzie społeczność stanowi podmiot, a nie przedmiot. Z resztą co tu dużo mówić, likwidacja gmin i powołanie dzielnic w Warszawie bardziej przypomina centralizację niż działania prospołeczne. Efekty widać, coraz większy rozdział między mieszkańcami a „władzami”. Publicznie żartuje się z określenia „burmistrz” dzielnicy bo burmistrz to ktoś kto podejmuje decyzje i może je podejmować. Nie mam personalnych pretensji ale wszystko razem powoduje, że potrzeby społeczności lokalnych wydają się być wyraźnie pomijane przez tych, których niby sami wybieramy, przez tych którzy mają nam służyć. Wszystko ma swój początek i koniec, także szkoły, ale czy to wszystko musi działać, tak że największe problemy mają ci, którzy powinni je mieć najmniejsze – dzieci?
Władze samorządowe działają zgodnie z literą prawa, ale już nie pierwszy raz jakby w ukryciu, nawet przed Radnymi. Bywam w urzędzie, rozmawiam z tam pracującymi i z jednej strony naprawdę trudno mi przypisywać złe intencje, wręcz przeciwnie. Z drugiej zaś strony jak mam interpretować takie działania jak wprowadzania projektu likwidacji szkoły? Fakt, to dopiero projekt, ale w zestawieniu z tempem obecnych prac bardzo mi trudno odszukać w tym wszystkim by mój syn i dzieci innych Rodziców były tu traktowane jako podmiot. Przepraszam, występują jako liczby.
Nie uciekam od zmian, ale chciałbym by ich skutki nie były odczuwane negatywnie. Zmiana szkoły w VI klasie, przed testem to w przypadku uczniów SP79 to nie tylko zmiana budynku i znanych już nauczycieli to zmiana środowiska. Nowi koledzy i koleżanki, liczne klasy. Czy się odnajdą? Czy uniknie się problemów adaptacyjnych, szczególnie w klasie z tak ważnym testem? Dlatego mi brakuje tu współpracy ze społecznością lokalną. Spotkania Rodziców z nowymi nauczycielami, nawet wycieczka dzieciaków do nowej szkoły, te wszystkie różna działania mające na celu łatwiejsze przejście i asymilacje z nowym miejscem, uwarunkowaniami. Chciałbym by tego nie zabrakło. Jeżeli udało by się uchronić SP79 przed likwidacja to trzeba bardzo intensywnie pracować nad wsparciem jej funkcjonowania, a dotychczasowe doświadczenie wskazuje, że faktyczne zaangażowanie Rodziców jest co najmniej znikome. Takie typowe polskie podejście 😦
Cały czas wierzę, że takie szkoły jak SP79 mogą działać dalej – tylko trzeba podjąć działania mające na celu wsparcie ich funkcjonowania. W przypadku SP79 może oddział przedszkolny, gimnazjalny, współpraca z uczelnią prywatną, szkołą prywatną. Oczywiście są uwarunkowania takich działań i najpierw trzeba przeanalizować takie, solidnie. Wówczas można prowadzić uzgodnienia społeczne, a tak społeczność okazuje się nieważna. Urzędy jednostek samorządowych musiałby zatrudniać osoby, którym się chce, które czują misję i jej potrzebę, działają kreatywnie. Niestety odczucia społeczne są inne, bo jakie można mieć jak się pomija mieszkańców? Wyraźnie tu podkreślę, że nie mam personalnych zastrzeżeń do urzędników, bo oni też działają w określonych uwarunkowaniach, które nie oszukujmy się raczej zniechęcają do inicjatywy niż zachęcają. Efektem jest często wzajemne niezrozumienie. Czy tak ma być? Czy nie można współpracować i wspólnie dążyć do kompromisów? Ja wierzę, że można, ale już od lat nie czuję się jako obywatel jako podmiot i to jest przykre. Nie twierdzę, że wszystko wokół mnie powinno być takie jak ja chcę bo życie to kompromisy i nie jeden raz trzeba ustępować by wspólnota, społeczność odniosła większą korzyść.
Projekt w sprawie SP79 nie jest jedynym projektem w zakresie przedszkoli i szkół. Planowane są zmiany i to znaczące, być może nie tylko na terenie dzielnicy Bielany, być może w całej Warszawie. Oszczędności i zmiany. Jedne zapewne okażą się korzystne dla społeczności, inne nie. Zmiany trwają bez zmian, raz szybciej, raz wolniej, ale świat zmienia się każdej minuty. To nie podlega dyskusji, ale cały czas wierzę, że działania dotyczące całych społeczności, tych malutkich, i tych większych powinny realizować priorytet porozumienia społecznego, nie zaś jawić się jak wypełnianie rozkazów. Według mnie nie tędy droga. Rozkazy wypełniamy w sytuacjach kryzysowych.
Niestety odczucia w społeczności lokalnej oscylują także wokół „spiskowych teorii dziejów” – według mnie dlatego, że pomija się nas obywateli w rządzeniu nami, naszym miejscem. Nie dziwmy się, że popularne są opinie o tym, że już jest „kontrahent” na teren szkoły i sam budynek. Ludzie pomijani i pozostawieni w sumie bez skutecznej opieki przez tych, których sami wybierają cóż mają sobie myśleć… Z drugiej zaś strony społeczności jednoczą się w obliczu „kataklizmu”, lub wydarzeń, które za takie są uznawane. Poza tym w zasadzie i w większości zachowują się tak, że ich własne miejsce zamieszkania, sąsiedzi dalsi i bliżsi jawią się jako coś nie ważnego…
Nie ważne, co myślimy, jakie mamy intencje, jakie okazujemy postawy, lecz dopiero czyny potwierdzą nasze słowa, nie one same. Dopiero wszystko to razem określa nas samych…
Skomentuj